18.12.2006
Pasy zapiąć... Start! 7:00 pobudka, szybkie śniadanie, ostatnie pakowanie. Ciemno i zimno. 8:00 wyjście z akademika w kierunku stacji metra, z której ma jechać autobus. Brrr, duża wilgotność powietrza... Autobus spóźnia się, rzadko kiedy tutaj we Francji tyle czeka się na jakikolwiek środek komunikacji. W końcu przyjeżdża. Dokładnie nie wiemy gdzie wysiąść, ponieważ autobus nie jedzie bezpośrednio pod lotnisko, a jedynie w pobliże, ostatecznie ok. 10:00 jesteśmy na lotnisku. Przechodzimy przez pierwsze bramki oddając bagaże. Tutaj pierwszy błysk świadomości - za oknami terminalu nie widać żadnych szczegółów. Mgła i mgła... Przechodzimy odprawę. Teraz już jasne. Z powodu złych warunków nie polecimy stąd. Pakujemy się do autobusów, które zawiozą nas na lotnisko CDG w Paryżu. Kalkulujemy w głowach ilość godzin opóźnienia. Start miał być po 11, w Paryżu jesteśmy ok. 15. To o wiele większe lotnisko. Ponowna odprawa. Tym razem ja już mam luźniej - mój główny bagaż nie wyjechał w Lille z automatu, ciekawe czy go odzyskam... Jesteśmy głodni. Dają nam coś do picia, zawsze coś. Na pokład samolotu wchodzimy dopiero ok. 17:00. Wreszcie startujemy. Pogoda znacznie lepsza. Nadchmurne kolorowe widoki za oknem poprawiają lekko humor. Nie pozostaje nic innego jak tylko pogodzić się z tą całą sytuacją. Cieszymy się też, że wreszcie wracamy. Dopiero teraz okazuje się, że poranny samolot z Warszawy mimo prób pilotów nie mógł wylądować w Lille, dlatego osiadł w Paryżu. Szkoda. Zza okien widzimy wieczorną Warszawę. Lądujemy. Reklamujemy brak mojego bagażu.
Ale to nie koniec przygód. Niestety nie udaje nam się zdążyć na ostatni ekspres do Krakowa (20:05). Wracamy pseudo-pośpiesznym TLK przez Katowice, gdzie musimy się przesiąść. Tanie Linie Kolejowe to jeden z gorszych efektów podziału PKP na spółki. Może są tańsze, ale w porównaniu z starym dobrym pośpiechem na pewno nie tanie. Pociąg nie jedzie wcale szybciej niż dawny pośpieszny, do tego dochodzą problemy przy biletach, ponieważ TLK obsługuje inna firma niż pociągi pośpieszne. Efektem tego jest to, że usługa pociągu pośpiesznego (!!!) staje się pociągiem jeszcze gorszej klasy niż kiedyś.
W przedziale spotykamy małżeństwo, które o dziwo też wraca z wakacji, tyle że z Tajlandii. To się zdziwiliśmy. Okazuje się, że nie tylko my jesteśmy takimi wariatami, żeby urlop brać przed świętami Bożego Narodzenia:).
W Katowicach pijemy herbatę. 2:37 Kraków. Wszystkie nocne zwiały, busów nie ma. Następny nocny za godzinę... trochę zimno. Niechętnie bierzemy taksówkę, która musi pogodzić Nową Hutę z Ruczajem. Kontrast komunikacji w Polsce w porównaniu z rozwiązaniami w Paryżu oraz TGV jest - miażdzący. Nasza podróż trwała blisko 20h. Snu zostało tyle co kot napłakał - rano do pracy. Na drugi raz weźniemy sobie dodatkowy dzień wolnego po powrocie:). Nasze szalone grudniowe wakacje zakończone - mimo wszystko z tarczą, nie na tarczy.
|
17.12.2006
To ostatni pełny dzień tutaj w Lille i Francji, jutro czas powrotu. Miłe jest, że to niedziela. Rano zaskakuje słoneczny dzień i dodaje energii. W porównaniu z wczorajszym deszczem to duży kontrast - pogoda tutaj zmienia się o wiele częściej i szybciej. Nie spieszymy się w wstawaniem. Gotujemy tani ale dobry obiad, na który zapraszamy Agatę (studiuje tutaj informatykę). Wreszcie wychodzimy zaznać przestrzeni Lille. Na ulicach miasta tłumy, a ponieważ robienie zdjęć jest czynnością zajmującą to gubię się na jednej z uliczek:).
Finalnym momentem dnia jest Msza Św. w gotyckim kościele św. Maurycego, tym razem w wersji francuskiej, dodatkowo przygotowana pod kątem dzieci. Dzięki temu nie przebiega ona szybko i łatwiej ją nam zrozumieć. "Nauczycielu, co mamy czynić?" to bardzo konkretne pytanie tłumów, celników i żołnierzy, a jednocześnie jakby właśnie dzieci zostaje nam w pamięci. Forma tutejszej Mszy św. jest ściśle związana z konkretnymi miejscami kościoła. Na początku podczas liturgii słowa wraz z centralnie postawioną mównicą wszyscy znajdują się w części bliżej drzwi świątyni. Po jej zakończeniu wszyscy zaproszeni są do podejścia do części przy ołtarzu, gdzie rozpoczyna się ofiarowanie. Ta wyraźna zmiana miejsc podkreśla znaczenie i daje możliwość aktywniejszego uczestniczenia, jakby całym sobą. Oprócz tego w kościele było naprawdę zimno, co może nie było zbyt miłe, ale paradoksalnie wzmocniło poczucie ciepła rodzinnej atmosfery panującej podczas tego spotkania.
|
16.12.2006
Na przedostatnim przystanku metra mieści się kampus Cite Scientifique (Campus de Villeneuve d'Ascq) uniwersytetu USTL. Studiuje tu niemało polskich studentów, wśród nich Maja oczywiście. Miasteczko to różni się jednak od krakowskiego choćby tym, że do najbliższego sklepu trzeba drałować 30 min. (co też wczoraj jeszcze uczyniliśmy)
Od rana leje... nie wychylamy więc nosów zbyt daleko. Myjemy i jemy...
Popołudniu (przestało padać) wychodzimy zaatakować Lille. Wysiadamy na placu Rihour a tam dookoła Marche de Noël, kolorowo i świątecznie, pełno budek i ludzi kupujących prezenty a na scenie nawet koncert francuskiego rocka! (kapela Manatha) Paweł robi kolejne chyba już 1000 zdjęcie i ruszamy pod Operę de Lille - może uda nam się być na darmowym koncercie z okazji konkursu kompozytorów orkiestr dętych. Oczekujemy z niecierpliwością przed wejściem na informację od obsługi...i tuż przed ostatnim dzwonkiem dostajemy dwa bilety! Siedzimy na samym dole (juste en bas) i razem z innymi wsłuchujemy się w trąbki, klarnety, skrzypce, pianino, perkusje a na koniec w wiolonczelę i w gitarę nawet!
|
15.12.2006
Wstaliśmy rano ok. 7-ej i "z prędkością TGV" autobusem, metrem i
RER-em popędziliśmy na dworzec Paris-Nord. 4 minuty przed odjazdem
pociągu zvalidowaliśmy bilety i ruszyliśmy. Paryż za nami... W ciągu
1h pokonaliśmy dystans ponad 200 km. TGV zawiózł nas do Douai, gdzie
mieliśmy krótką przerwę na kawę i rogalika:). Dalej już pociągiem TER
(taki jakby osobowy) do Libercourt!
Nasz cel to odwiedziny wujka Władka i cioci (jego żony) - Kukuczka.
Wczoraj dowiedzieliśmy się, że przeprowadzili się w lipcu do nowego
budynku. Problem w tym, że nie ma on przypisanej żadnej ulicy. Jedynie
po nazwie rezydencji można było próbować szukać. Szukaliśmy
szukaliśmy, a tu zimno... W końcu jednak zapukaliśmy do ich byłych
sąsiadów. Libercourt to takie polskie miasto. Jego miastem bliźniaczym
od 1978 roku jest Jarocin. Ci sąsiedzi jak usłyszeli, że jesteśmy z
Polski to jakoś tak od razu sympatyczniej do nas, na koniec życzyli
Wesołych Świąt i zaprowadzili nas osobiście (niedaleko) do nowego domu
wujka.
Dotarliśmy więc, weszliśmy, rozmawialiśmy, pokazywaliśmy zdjęcia,
wymieniliśmy adresy, telefony, życzenia. Popoludniu wyszło bardziej
słońce i zrobiło się dużo ładniej. To był dzień! Teraz jesteśmy już w
Lille u koleżanki Sylwii, która tutaj studiuje socjologię. Czas
odpocząć.
P.S. Uwaga na niektóre pociągi regionalne TER, szczególnie te piętrowe. Na górze jest taka miła przezroczysta półka na bagaże. Jak w nią walnąłem głową, to guza mam takiego, że jeszcze po powrocie na pewno będzie widać, ale jak to mówią - do wesela się zagoi;).
|
14.12.2006
Dzisiejszym celem jest Musée d'Orsay. Poprzednim razem w lutym nie zdążyliśmy go zobaczyć. Dużo bardziej nam się podoba niż Louvre. D'Orsay mieści się w pięknym, starym dworcu kolejowym. Prezentuje dużą kolekcję klasyki impresjonizmu, czyli to co my futrzaki lubimy najbardziej...carpe diem:)! (chwytaj karpie - Wigilia już niebawem).
Rano trochę nam miny jednak zbladły - uświadomiliśmy sobie, że nie za wiele euro nam już zostało...a muzeum też kosztuje. Przy kasie pokazujemy nasze polskie legitymacje. Sylwia może kupić tańszy niż myśleliśmy, a ja wchodzę gratuit! Okazuje się, że AfiT jest tzw. l'ecole artistique, co oznacza wstęp wolny:). Po takim miłym przyjęciu nasze rendez-vous amoreux w d'Orsay było tymbardziej udane.
|
13.12.2006
Dzięki porankowi z Internetem i pomocy mojego brata Piotra możecie nas tutaj oglądać:). Popołudnie spędzamy na wzgórzu paryskich malarzy Montrmartre. A wieczorem stawiamy pierwsze kroki w rytmie salsy pod czujnym okiem Anety i Simby.
|
12.12.2006
Dzisiaj mamy smakowity dzień. Na kolację zaprosiły nas Sylwia i Justyna (siostry ? ale nie zakonne:). Razem z nimi sprawdzamy jak zaplanowana przez nas podróż pociągiem do Libercourt wygląda na mapie. Miło jest znowu się spotkać i troszkę pogawędzić o życiu. Następne spotkanie w Krakowie!
To zdjęcie zrobiła nam Dominika, u której gościlismy dzisiaj.
Dziękujemy bardzo za obiad i ciekawe opowieści.
|
12.12.2006
Paryz nareszcie,w sloncu!:)

|
11.12.2006
Spalismy 11h za 25euro w polskim foyer (akademiku) dla
miedzynarodowych studentow. Przeprowadzamy sie do tanszego foyer,a
popoludniu idziemy do dworzec Paris-Nord,gdzie kupujemy bilety na
pociag do Libercourt.
|
|